marónowe próby pisania

bo pisać każdy może…

Archive for Czerwiec 2010

bohomaz

3 Komentarze

w dniu, w którym nic mi nie wychodziło, maluję swój pierwszy obraz na płótnie. Takie malowanie to totalnie co innego niż np. rysowanie kwadratów do esakem.pl bądź malowanie obrazka na desce na kółku plastycznym jakieś 16 lat temu. Farba jest bardzo niegrzeczna – nie słucha się mojej wyobraźni i miesza się w kolory, których nie znam – a przynajmniej nie istnieją one aktualnie w mojej głowie. Dlatego też poprawiam, próbuję.. i tak nie wychodzi tak jak miało wyjść – nie ma zgodności z planem w mojej głowie. Obraz się zmienia i powstaje jakby wskutek walki farb z moim wyobrażeniem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Farby to nie kolorowe tektury, które są totalnie poddane i nie fikają, tną się ładnie, poddają klejowi i są unieruchomiane raz na zawsze – amen. Te akrylowe mazie wydobywane z tubek, chętnie się mieszają i łączą tudzież gryzą się ze sobą – są przez to zdecydowanie większym wyzwaniem, niż sztuczki plastyczne stosowane przeze mnie dotychczas. Gdy człowiek maluje swój pierwszy dorosły obraz, nabiera respektu i podziwu dla malarzy. Dla tych, których obrazy zna, ale ich autorzy nie są mu znani i dla tych, których zna nazwiska, a nie wie jak wyglądają ich obrazy. Malarstwo to niezłe wyzwanie. Zazdroszczę – bez złości – umiejętności tym, którzy malują tak, że ludzie pożądają ich obrazów, chcą na nie patrzeć w galeriach, oglądają w katalogach.

Zabieram swoje nie-zdrowe gardło i wracam do mojego bohomaza.

Written by recektoretworza

19 czerwca, 2010 at 9:55 pm

Napisane w ot życie

islandzki ‚motywator’

leave a comment »

wciąż zastanawia mnie czy można zrobić coś, będąc tak właściwie nikim. I niech ‚nikim’ nie ma tutaj negatywnego brzmienia. Jestem nim – tym nikim – w świecie, który chciałbym współtworzyć, na który chciałbym mieć wpływ. I wcale sobie w tej chwili nie ubliżam. Stwierdzam fakt. Co więcej, może właśnie ten fakt w przyszłości stać się atutem. Obserwując z pewnego dystansu świat około-kulturalny Trójmiasta można śmiało stwierdzić, że jest on stosunkowo domknięty, w sensie pełny w swej niewielkości. Jest fajny i ciekawy, ale choć krew w nim jest młoda, to już wcale nie jest świeża. Z drugiej strony, czy ta aglomeracja jest żądna młodej krwi kulturalnie aktywnej? Wierzę, że tak. I nie wiem jak brzmi to co zostało napisane powyżej, zapiski te oto mają zmotywować mnie samego do większej otwartej chęci działania. Bo ja chcę robić, chcę działać.. coraz lepiej wychodzi mi gospodarowanie czasem – zachowanie jakiejś zdrowej relacji między pracą a życiem po niej (korporacja już mnie tak nie męczy, po pracy mam całkiem sporo sił, znowu biegam).

Kiedyś w ‚Przekroju’ przeczytałem ciekawy artykuł o kinie islandzkim (‚Nakręcona Islandia’ Karolina Pasternak). Właściwie artykuł jak artykuł, jednak pewien fragment utkwił w mej głowie bardzo mocno. Odnalazłem ten artykuł i teraz się podzielę fragmentem, który stał się moim małym ‚motywatorem’: „W takim kraju jednostce łatwiej jest uwierzyć, że ma coś ważnego do powiedzenia, niż w kraju, który zamieszkuje 30 milionów osób. Poza tym mamy tak mały rynek, że nikt się nie łudzi, iż można się u nas utrzymać, będąc wyłącznie artystą. Na Islandii możesz więc być bardzo znanym malarzem, ale jednocześnie w ciągu dnia musisz sprzedawać auta. Ponieważ sztuka nie musi na siebie zarabiać, jest dużo odważniejsza w łamaniu tabu.” Oczywiście na dzień dzisiejszy nie zamierzam łamać tabu, tak też jak nie uznaję się za artystę (choć może troszeczkę chciałbym się artystą nazywać). W przytoczonej sekwencji  zachwyca mnie podejście Islandczyków do.. nie wiem jak to określić – organizowania sztuki? To, że twórcy nie są ograniczeni tylko do malowania, kręcenia filmów, tworzenia muzyk, ich twórczość jest jednym ze składników życia, tak jak praca itp. W takim układzie jest nadzieja, że i ja będę mógł zostać artystą, bo właściwie nic mi tego nie zabrania – potrzeba mi tylko sił i umiejętności zarządzania czasem.

boli mnie gardło, ślinę przełykam zaciskając zęby.. może dlatego moje myśli dziś przybrały się w takie kwadratowe, kanciaste zdania.

Written by recektoretworza

15 czerwca, 2010 at 8:41 pm

Napisane w ot życie, Trójmiasto

fascynat

leave a comment »

może dlatego, że jestem przyjezdny,  jest mi łatwiej spostrzegać Gdańsk, Sopot i Gdynię jako Trójmiasto. Może dlatego, że posiadam jakąś wrażliwość,  smutno mi gdy widzę jak mieszkańcy Trójmiasta rozdzielają je, rozczłonkowują z błahych powódek – próżnej dumy i głupoty. Może dlatego, że mam jakiś-tam-zapał, mam niesamowitą potrzebę robienia czegoś co będzie pro-trójmiejskie. Między innymi dlatego robię stronę o trójmiejskiej muzyce. Jednak nie chciałbym na tym poprzestać. W głowie kreuje mi się pomysł pewnej gry miejskiej, a właściwie trójmiejskiej. Pomysł niezależny i właściwie nie wymagający żadnych nakładów finansowych, zabawa dla zabawy – po prostu. Do jego realizacji potrzeba tylko chęci dobrych ludzi, a jedynym kosztem może być zakupienie biletu metropolitalnego. Gra, dzięki której mieszkańcy Gdańska będą zmuszeni odwiedzić miasto śledzi, a gdynianie pojadę do Sopotu w celu innym niż na imprezę i nie koniecznie na molo..  Hasło ‚morze możliwości’ powinno stać się sloganem reklamowym całego Trójmiasta, a propozycja uśmiechnięcia się powinna stać na rogatkach każdego z trzech miast.  W Trójmieście jest moc.

Moja fascynacja Trójmiastem może wydawać się śmieszna, ale jest autentyczna. I wszystkie wymysły mojej głowy, wiążą się właśnie z tym miejscem. Mieszkam w Gdyni, pracuję w Gdańsku, bawię się w Sopocie – żyję w Trójmieście. I niech kosmos mi sprzyja w realizacji moich pro-trójmiejskich pomysłów.

Written by recektoretworza

6 czerwca, 2010 at 1:18 pm

Napisane w Trójmiasto

nic-dzień

with one comment

dziwny spotkał mnie dzień. Rzadko kiedy robię nic. Dziś nic nie robiłem. Święto, więc nie byłem w pracy. Dużo wolnego czasu, ale strony nawet nie tknąłem (Łukaszu artykułu też nie opublikowałem – przepraszam). Dużo chodziłem, biegałem.. dużo myślałem, ale nic nie wymyśliłem. Poza smaczną kawą z piękną kobietą na Kamiennej Górze i zmęczeniem psa 3 godzinnym spacerem – nic. Totalne nic. I nie byłbym sobą, gdyby to nic mnie nie drażniło. Nienawidzę nudy – a dziś totalnie nie mam sił, by robić cokolwiek. Marudzę tylko na lewo i prawo.

Dziś jest nic-dzień. Dzień, którego równie dobrze mogłoby nie być.

Written by recektoretworza

3 czerwca, 2010 at 7:48 pm

Napisane w ot życie